piątek, 21 lipca 2017

Gryzonia czy Graubünden? Zurych czy Züri? Czyli polskie nazwy szwajcarskich nazw geograficznych i ich pochodzenie

Kolejny ciekawy wpis od bardzo od Pani Joanny z bloga http://www.blabliblu.pl/2017/07/10/gryzonia-czy-graubunden-zurych-czy-zuri-czyli-polskie-nazwy-szwajcarskich-nazw-geograficznych/ z bardzo ciekawymi uwagami na temat polskobrzmiących nazw. Znajdują się też uwagi, które co bardziej lotniejszym powinny dać do myslenia.

Już na samym wstępie zaznaczę – nie jestem purystką językową ani typem srogiej nauczycielki z linijką. Błędy, szczególnie te leksykalne, potrafią być twórcze i piękne. Czasami o wiele lepiej wyrażają stan emocjonalny, opisują sytuację czy wygląd niż skodyfikowane w słowniku wyrazy. Również mieszanie w gramatyce może być szalenie kreatywne. Sama zresztą uwielbiam żonglerkę znaczeniami i niezmiernie doceniam tych, którzy potrafią operować językiem na tyle sprawnie, żeby uradować dziewczynę.
Jednak poza innymi niezamierzonymi atutami, język to przede wszystkim narzędzie komunikacji. Więc jeśli ktoś mówi lub pisze nieprawidłowo, ale go rozumiem, to ani go nie poprawiam, ani go nie edytuję, ani nie wysyłam w jego kierunku mentalnych przekleństw. Dogadujemy się i gitara! Moja cierpliwość ma za to swoje skończone granice, jeśli chodzi o tzw. gramatycznych nazistów. Nie ma jak całkowicie zdominować dyskusję uwagami na temat odmiany słowa „bohater” w dopełniaczu zupełnie zapominając o sensie dyskusji. Dlatego zupełnie mi nie przeszkadza, gdy ktoś pisze na jakimś forum polonijnym: „Jestem w Züri”, „Jadę jutro do CH”, „Szukam transportu do swiss”, mimo że to są takie troszkę potworki. Rozumiem? Rozumiem. Nie zamierzam z autorami prowadzić intelektualnych dyskusji o sensie życia, sztuce i powojennej literaturze amerykańskiej, tylko chcę się z nimi zabrać samochodem, sprzedać/kupić, czy przedyskutować konkretną kwestię.
Nie zawsze jednak byłam taka wyluzowana. Mój pra-pra-pra-pra-były chłopak z czasów, gdy jeszcze słońce było bogiem, a stolicą Gniezno, wysłał mi ostatnio screena mojej ostatniej wiadomości, po której straciliśmy kontakt (zupełnie nie wiem, dlaczego…).
– Jesteś na prawdę okrutna!
– *naprawdę
Aż nie chce mi się wierzyć w moje własne odmęty złośliwości… Prawdopodobnie wydawało mi się to wówczas zabawne.
A co, jeśli chodzi o polskie nazwy szwajcarskich nazw geograficznych? Nie przeszkadza mi ani trochę, gdy ktoś używa nazw lokalnych, mimo że ja zwykle używam nazw polskich. A dlaczego? Głupio się przyznać, ale dla mnie te polskie nazwy po prostu przepięknie brzmią. Mówisz: Lozanna i przed oczami wyobraźni staje Ci jakaś piękna, smutna dziewczyna. Gryzonia, Argowia i Turgowia za to mają czar krain rodem z książki w wymyślonych, pseudo-średniowiecznych realiach. Gdy piszę, że jadę do Argowii, w myślach nie wsiadam do pociągu, tylko na jakiegoś Łyska z pokładu Idy, a u boku mam miecz. Nazwa Szafuza przypomina mi taką starą lampucerę ze zdartym głosem i czarną cygaretką w dłoni. Solura zaś ma w sobie coś hiszpańsko – słonecznego. A Bazylea to w ogóle bajkowa nazwa jak łoże bazyliszka! Tylko Tessyn jest dla mnie dziwny i bezpłciowy…
Przygotowałam dla Was listę nazw lokalnych wraz z ich polskimi odpowiednikami:
Aargau – Argowia
Basel – Bazylea
Bern – Berno
Geneve – Genewa
Graubünden – Gryzonia
Fribourg – Fryburg
Lausanne – Lozanna
Luzern – Lucerna
Schaffhausen – Szafuza
Solothurn – Solura
Ticino – Tessyn
Thurgau – Turgowia
Zurich – Zurych
Zastanawialiście się pewnie, dlaczego niektóre polskie odpowiedniki ani trochę nie przypominają nazw lokalnych, za to w brzmieniu są podobne do nazw francuskich (np. niem. Graubünden – fr. Grisons (czyt. Grizą) – pol. Gryzonia). Blisko! Tyle że to tak naprawdę nie francuski jest „ojcem” polskich odpowiedników, a łacina.
Niektóre szwajcarskie nazwy są dla mnie naprawdę fascynujące. Aż dziw, że według moich dogłębnych badań w ciemnych odmętach internetu nie stoi za nimi żadna tajemnicza historia. Bo, przepraszam bardzo, ale szwajcarskie miasta Bazylea i Sion aż się proszą o jakąś krwistą legendę z zakapturzonymi płaszczami i sekretnymi znakami w roli głównej!
Taka Bazylea: po niemiecku Basel, po francusku Bâle, po łacinie Basilea. Czy ta nazwa nie przywołuje Wam na myśl bazyliszka? A w dodatku ten legendarny stwór jest „maskotką” miasta! Co więcej – przyjrzyjmy się bliżej francuskiej nazwie miasta – Bâle (czyt. bal). Czy nie przychodzi Wam na myśl nazwa semickiego bóstwa Baala, boga burzy? A może być jeszcze lepiej. Baal to przecież w tradycji okultystycznej król piekła, demon, znany często pod imieniem Belzebub. A tymczasem na co wskazują oficjalne źródła? Nazwa miasta pochodzi od greckiego słowa „król”. Ktoś zmarnował potencjał na tak fantastyczną, mroczną opowieść…
Tak samo, jeśli chodzi o Sion, stolicę alpejskiego kantonu Valais. Sion to przecież nic innego, tylko Syjon. Jako nazwa geograficzna używana zamiennie z nazwą miasta Jerozolima lub jako nazwa góry w pobliżu miasta, gdzie została według Starego Testamentu umieszczona Arka Przymierza (Mont Zion). Ciekawsze jest jednak jej znaczenie religijne. Syjon dla wierzących Żydów to nic innego tylko Ziemia Obiecana, dla rastafarian – utopijne miejsce jedności, wolności i pokoju w opozycji do Babilonu, dla muzułmanów – miejsce oświecenia. Jeszcze ciekawiej o Syjonie mówi Kabała – to absolutne centrum, miejsce duchowe, z którego wyrasta rzeczywistość. I wobec tak cudownej symboliki mamy szwajcarski Sion, którego nazwa… wywodzi się od galijskiego plemienia Sédunes i najwidoczniej nie ma nic wspólnego z hebrajskimi korzeniami.
Na koniec odniosę się do polskiej nazwy szwajcarskiego kantonu Gryzonia (niem. Graubünden), której brzmienie zwykle wzbudza zasłużone salwy śmiechu. Nie, ta nazwa nie pochodzi od tego, że jej mieszkańcy gryzą, ani od wyjątkowej ilości gryzoni w okolicy!
Nazwa Gryzonia wywodzi się od nazwy historycznego przymierza wymierzonego przeciw Habsburgom, które dało początek kantonowi, i które po francusku nazywało się La Ligue Grise (Szara Liga).
————————
A Wy? Jakich nazw używacie? Polskich odpowiedników nazw szwajcarskich czy nazw lokalnych?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz